Jeździ na motocyklu (choć nie tym żużlowym), podziwiając górskie krajobrazy, a także sędziuje mecze koszykarskie... by prosto z parkietu wejść na tor żużlowy i trzymać w ryzach niesfornych żużlowców ustawiających się pod taśmą. Dagmara Dembska – kierowniczka startu TŻ Ostrovia opowiedziała nam m. in. o tym, jaka była jej droga do miejsca, w którym się znajduje, o szczegółach swojej nietuzinkowej pracy oraz o tym, jak widzi rolę kobiet w sporcie żużlowym.
Przemek Owczarek (PoKredzie.pl): Żeby być precyzyjnym, zacznijmy od wyjaśnienia faktu najważniejszego: Dagmara DEMBSKA, a nie DEMSKA. Czy zdarzały ci się próby doszukiwania jakichś koligacji rodzinnych z panem Leszkiem Demskim? Oczywiście Szefa Sędziów serdecznie pozdrawiamy!
Dagmara Dembska: Owszem, zdarzało się niejednokrotnie, niektórzy nawet żartowali sobie w stylu „O, córka pana Leszka!”, natomiast nie ma między nami żadnych powiązań, prócz podobnie brzmiących nazwisk. Niemniej mieliśmy okazję się poznać i pan Leszek jest bardzo sympatyczną osobą.
Jeśli już jesteśmy przy sympatiach, to może pojawia się też zazdrość w samym środowisku osób funkcyjnych? Konkretnie mam na myśli panie podprowadzające. Dość powiedzieć, że poniekąd kradniesz im show. Pojawiasz się pod taśmą i przez dłuższy czas masz bezpośredni wpływ na to, jak ustawiani są zawodnicy. Czy miałaś może wcześniej propozycje, by zostać podprowadzającą i czy pojawiały się w ogóle u ciebie takie myśli?
- Nigdy o tym nie myślałam, natomiast propozycja kiedyś padła, jednak nie skorzystałam z niej. Wolę działać przy żużlu z tej strony po której jestem obecnie, czyli pomagając przy organizacji zawodów. Myślę, że podprowadzające są bardzo urokliwe i nie ma co do tego wątpliwości, mają swoje zadania, ja mam swoje i na tych właśnie obowiązkach staram się skupiać i wykonywać je najlepiej jak potrafię.
A jak wyglądały twoje początki ze sportem żużlowym? Ktoś to w tobie zakorzenił, utrwalił i pielęgnował?
- Moje zainteresowanie żużlem to wszystko wina mojego taty, zresztą większość rzeczy, które mnie pasjonują, wyszły od niego. Lat miałam może pomiędzy 5 a 7, gdy pierwszy raz pojawiłam się z tatą na stadionie, zaś u niego miłość do "czarnego sportu" zaszczepił z kolei mój dziadek. Na żużel zwykle wybieraliśmy się rodzinnie, co pielęgnujemy i kontynuujemy do tej pory w postaci familijnych wyjazdów na SGP. Moja rodzina jest generalnie bardzo "żużlowa". Jak tylko jest sezon to często spotykamy się w szerszym gronie, grillujemy wspólnie, oglądając żużlowe zmagania.
Obserwując cię podczas zawodów statystycznie najczęściej można dostrzec czapkę na twojej głowie, choć oczywiście bywają wyjątki. Czy ten "żużel i popiół" nie powoduje nadmiernego zużycia szamponu?
- (śmiech) Oczywiście, jeśli jest czapka, no to tego kurzu we włosach jest trochę mniej, a jak jej nie ma, to cóż... Ciemna woda pod prysznicem. Ale ja to lubię, ma to swój urok. Czasami faktycznie jest tak, że ta szpryca jest bardzo ciężka i aż wygina ciało w drugą stronę, ale często wygląda to w ten sposób, że zawody są naprawdę przyjemne i jest możliwość ustawienia się tak, żeby nawet z tej szprycy nie oberwać.
A wspierasz kobiety startujące na żużlu lub pełniące jakieś funkcje podczas żużlowych imprez? Pierwszą kobietą, która zdała egzamin na licencję „Ż” była ostrowianka, a więc Twoja krajanka – Kinga Wachowska (wówczas KMO), z kolei funkcję, którą ty pełnisz, sprawuje również Julia Rzepka z Poznania.
- Oczywiście,że wspieram! Jestem absolutnie za tym, żeby coraz więcej kobiet pojawiało się na torach żużlowych. I nie mówię tu stricte o podprowadzających. Jeśli chodzi o motocykle i kwestie typowo związane z żużlem, to uważam: „Kobiety, czego się boicie?!”. Ja sama jeżdżę motocyklem, niech jest nas coraz więcej w tym środowisku! Mało tego, uważam, że kobiety mają siłę przebicia w tym poniekąd "męskim świecie", startują choćby w zawodach motocrossowych. Jeżdżąc motocyklem po szosie spotykam zresztą coraz więcej kobiet i uważam, że nie ma się czego bać. Jeżeli tylko są chęci i ochota, to czemu nie? Cieszyłabym się, gdyby w tym sporcie było nas więcej. I jest więcej, bo zauważalna jest ta tendencja wzrostowa.
Czy droga, by zostać kierownikiem/kierowniczką startu jest skomplikowana? Jak wyglądają te kwestie proceduralne i jak ta ścieżka kształtowała się w twoim przypadku?
- Mnie w świat osób funkcyjnych wprowadził ostrowski chronometrażysta - pan Janusz, zresztą całkiem przypadkiem gdyż temat zawiązał się podczas jednego z rodzinnych wypadów do pobliskiej knajpki, by obejrzeć zawody SGP. Wiadomo, że często w takich miejscach przewijają się te same twarze, więc dość często się widzieliśmy i tak "od słowa do słowa", widząc moje wieloletnie zainteresowanie żużlem, pan Janusz zaproponował, żebym dołączyła do ostrowskiego klubu jako osoba funkcyjna. Początkowo w roli chronometrażystki, by wymiennie wykonywać te obowiązki z nim - tak też się stało - a około 4 lata temu poszłam na spotkanie dla osób funkcyjnych i udało mi się wyrobić licencję, niejedyną jak się potem okazało... i tak to trwa do teraz. By zostać kierownikiem startu na pewno trzeba mieć wcześniej jakieś doświadczenie związane z tym sportem, znać wnikliwie wszystkie przepisy, gdyż jest to dość wymagająca funkcja. Samo ustawienie zawodników i dopilnowanie, aby stali nieruchomo, prostopadle do taśmy startowej, zgodnie z wszelkimi obowiązującymi normami, wymaga także sporej cierpliwości. Nie ukrywajmy, że kierownik startu odpowiada też w dużej mierze za to, co dzieje się na torze również po rozpoczęciu biegu – wszelkie flagi i oznaczenia, muszą być używanie z odpowiednią uwagą. Nie ma miejsca na to, by się nie pomylić, bo konsekwencje pomyłki mogą być poważne nie tylko dla samego kierownika, ale też względem bezpieczeństwa żużlowców.
A jakie są twoje relacje z juniorami podczas zawodów? Oni są grzeczni w ogólnym pojęciu? Szanują Panią Kierowniczkę? A może w dzisiejszych czasach ci młodzi chłopcy często są dość buńczuczni w swoim zachowaniu, jak nie przymierzając Szymon Ludwiczak podczas ostatnich eliminacji MIMP w Ostrowie, gdy nie obyło się bez sporych gestykulacji w twoim kierunku?
- To zależy (śmiech). Nie wymagam, by mówili do mnie per "Pani", wolę gdy każdy zwraca się do mnie po imieniu, ale wiadomo, że jakiś szacunek się należy i to oczywiście musi działać w obie strony. Nie mi to oceniać. Mogę tylko powiedzieć ze swojej strony, że spotkałam się z oboma typami zachowań - tym pełnym szacunku i tym go pozbawionego.
Jeśli Ostrów to TŻ Ostrovia, a jeśli Ostrovia to zawodnik, który jest ostatnio na ustach wszystkich fanów czarnego sportu w tym mieście - czyli Paweł Sitek. Jak ty go odbierasz, śledząc jego poczynania i kierunek rozwoju, w którym wychowanek ostrowskiego klubu zmierza?
- Z moich obserwacji Paweł jest bardzo symaptyczny, stonowany, skupiony tylko na tych zadaniach, które ma do wykoniania. Ma bardzo sympatycznego tatę, wspiera swojego syna na każdym poziomie życia. Życzę Pawłowi rozwoju i szerokiej drogi do bycia mistrzem świata, ale drogi właśnie takiej, jak charakter tego zawodnika - stopniowej, stonowanej, bo kluczem do sukcesu jest głowa, czego mamy obraz w osobie Bartka Zmarzlika, twardo stąpającego po ziemi, po którym nie widać jakiegoś gwiazdorzenia, tylko taki "fokus" na rozwój i osiąganie wyznaczonych celów. Jeśli Paweł dalej będzie pracował tak, jak robi to do tej pory, to z pewnością sięgnie po najwyższe laury, czego mu jeszcze raz z całego serca życzę.
A czy ty masz jakieś swoje sympatie lub antypatie żużlowe? Wiadomo, że z racji wykonywanych obowiązków nie za bardzo możesz o tym mówić, ale może w przeszłości zdarzało ci się kibicować jakiemuś zawodnikowi albo klubom spoza lokalnego podwórka?
- Oprócz zawodów na torze w Ostrowie, podobają mi się te, które odbywają się we Wrocławiu, gdzie zdarza mi się bywać. Z jednej strony ze względu na bliską odległość od rodzinnego miasta, a z drugiej panuje tam niesamowita atmosfera. Kolejną kwestią jest możliwość podziwiania zawodników z najwyższej światowej półki, jak i sam tor obfitujący w mijanki.
A ten sezon 2024 w wykonaniu Ostrovii nie zniechęcił cię w jakiś sposób? Plany i apetyty na powrót do Ekstraligi były niemałe, spełzły one jak się później okazało na niczym, pomimo wygrania rundy zasadniczej. Nie masz czasami tego wszystkiego tak po ludzku dość? Czasami wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planem... po czym ktoś doznaje kontuzji, ktoś nagle nie radzi sobie ze sprzętem - i następuje powolna erozja zakończona upadkiem tego żużlowego klifu.
- Wychodzę z założenia, że "kibicem się jest, a nie bywa", na jakim poziomie rozgrywkowym by ten klub, któremu się kibicuje, nie był.
Czy masz w sobie jakieś obawy przed zawodami żużlowymi, w których partycypujesz? Wiele myśli spaceruje w twojej głowie przed meczem?
- Jestem na wielu zawodach – są mecze ligowe i imprezy młodzieżowe czy tegoroczna runda IMP, którą ostrowski klub współorganizował – i gdzieś przez myśl przechodzi mi głównie to, było jak najmniej upadków. Sport żużlowy jest sportem ekstremalnym, bez hamulców. Szacunek dla tych wszystkich zawodników, którzy go uprawiają. Sama jeżdżąc motocyklem, zdaję sobie sprawę z tego, ile niebezpiecznych sytuacji się zdarza. Chodząc na żużel przez lata, czasami wiele sytuacji widzi się już w czasie przyszłym niedokonanym i pojawiają się myśli w stylu: „O Boże, tylko żeby wyjechali z tej sytuacji bez szwanku”. Byłam świadkiem kilku wypadków, gdzie konsekwencje zdrowotne dla zawodników były bardzo poważne, choćby fatalny upadek Patricka Hansena... Strasznie nieprzyjemny widok, kłujący w oczy. Albo groźny upadek z udziałem Nicolaia Klindta i Olivera Berntzona na prostej startowej, podczas tego meczu pełniłam funkcję wirażowej. To są właśnie te myśli, które towarzyszą mi przed zawodami i w ich trakcie.
Zwracasz uwagę na te kontrowersje torowe? Jakieś stykowe sytuacje? Myślisz czasami, cytując wspomnianego wcześniej pana Leszka Demskiego, że "sędzia nie popełnił błędu, ale mógł podjąć inną decyzję"?
- Jeżeli chodzi o kontrowersje, to najlepiej gdy wszystko wyjaśniane jest "tu i teraz". Czasami słyszę gdzieś w parku maszyn czy pośród innych osób funkcyjnych bardziej lub mniej przychylne komentarze w odniesieniu do takich sytuacji i każdy ma jakiś swój punkt widzenia, natomiast "ilu ludzi, tyle opinii". Jest regulamin, sędzia ma swoje zadania, wirażowy i kierownik startu również, zostawmy zatem królowi to, co królewskie, a to co mamy w głowach, niech też pozostanie w naszej świadomości.
Co ciekawe, oprócz twojej roli w żużlowym światku, wiem, że jesteś także sędzią koszykówki. Zauważasz jakąś przenikalność świata żużla i basketu? Emocjonalne odczucia podczas wykonywania obowiązków na parkiecie i na torze są podobne, czy może próżno doszukiwać się tutaj punktów wspólnych?
- Żużel i koszykówka to dwa zupełnie inne sporty odbywające się w innych porach roku i w zupełnie innym anturażu. Sezon żużlowy toczy się głównie latem, rywalizacja odbywa się na świeżym powietrzu, często pod rozgwieżdżonym niebem i w świetle stadionowych jupiterów, co daje niesamowity klimat. Mecze koszykówki odbywają się natomiast w zamkniętych halach, oczywiście wyjątkiem są rozgrywki letnie. Żużel jest sportem motorowym, niebezpiecznym i siłą rzeczy - trzymającym w napięciu. Na parkietach, co prawda nie doświadczymy ryku silników, ale mecze często rozstrzygają się w ostatnich minutach, więc ten ładunek emocjonalny również bywa spory. Oba sporty dość mocno się od siebie różnią, ale czynnikami które je łączy są: atmosfera, czy to w hali, czy na stadionie, no i emocje podczas kibicowania drużynie, która skradła twoje serce. Podsumowując, według mnie nie da się porównać tych dyscyplin, ale obie są cudowne i bardzo mi bliskie.
Czy rodzą się w twojej głowie jakieś dalekosiężne plany, by na przykład zejść kiedyś z toru i pojawić się na wieżyczce sędziowskiej?
- Pewne rzeczy w mojej głowie kiełkują, a co z tego wyjdzie, czas pokaże. Chciałabym pojawić się też na zawodach ekstraligowych w ramach swoich obecnych obowiązków, ale wszystko "step by step", na razie jest tutaj Metalkas 2.Ekstraliga, są imprezy młodzieżowe i myślę, że kroczek po kroczku będę się starała rozwijać. Może PGE Ekstraliga, może zawody rangi międzynarodowej, kto wie... na pewno byłoby miło.
Czego można życzyć kierowniczce startu?
- Żeby zawodnicy się słuchali i ustawiali do taśmy prostopadle, a nie równolegle lub po ukosie (uśmiech).
Rozmawiał: Przemek Owczarek
Zdjęcia: Joanna Szymczak